Na rynku zegarków przeznaczonych do nurkowania czyli tzw. „diverów” panuje bardzo duża konkurencja i to praktycznie w każdej kategorii cenowej. Nic więc dziwnego, że producenci starają się zaskakiwać nas coraz to nowszymi propozycjami. Identycznie sytuacja ma się z tytułowym Aquariusem. Pierwszy raz zobaczyłem ten czasomierz na zdjęciach w Internecie, które zostały zrobione telefonem komórkowym – pomyślałem wtedy „kolejny przyzwoity diver”. Jednak gdy dane mi było przyjrzenie się mu z bliska, mogłem stwierdzić jak bardzo się myliłem. Ten zegarek na pewno nie jest zwyczajny.
Koperta mierzy 46mm średnicy. Została ona wykonana ze stali nierdzewnej. Jej kształty są ciekawym rozwinięciem tego, co znamy z innych produktów firmy Glycine, które należą do kolekcji Combat. Koperta jest wykonana naprawdę dobrze. Co więcej, pomimo sporej grubości czasomierza, parametr ten jest trudny do odnotowania za sprawą ciemnego koloru pierścienia lunety, co przyczynia się do optycznego zmniejszenia wysokości całego zegarka. Także bardzo mocno wygięte uszy wraz z bardzo dobrze dobranym paskiem sprawiają, że nawet na nadgarstku o przeciętnych gabarytach, ten sporej wielkości zegarek leży doskonale. Układa się on na ręku wręcz zaskakująco dobrze – chyba jeszcze żaden duży „nurek” nie wydawał mi się tak komfortowy.
Z prawej strony koperty umieszczono zakręcaną koronkę. Operowanie nią jest bardzo wygodne. Umieszczono na niej także nowe logo firmy, które wzbogacono o „skrzydła”, które mają podkreślać związane z lotnictwem dziedzictwo firmy. Na godzinie 8 umieszczono zawór helowy. Nie umieszczono go tutaj przypadkowo – producent oszacował wodoodporność czasomierza na poziomie 50atm. To naprawdę sporo i podejrzewam, że jedynie nieliczni mieliby sposobność do przetestowania tego parametru.
Kilka słów na pewno należy poświęcić bezelowi, czyli pierścieniowi lunety. Został on wykonany z ceramiki w kolorze czarnym, którego zdecydowana większość powierzchni sprawia wrażenie matowej. Tło tego typu doskonale współgra z polerowanymi powierzchniami wypukłych cyfr oraz indeksów – włącznie z wyróżnionym pierwszym kwadransem. Materiał bezela nie tylko optycznie znacznie pomniejsza zegarek pod kątem jego wysokości, ale też świetnie współgra z czarną tarczą. Elementy te zostały optycznie rozdzielone pierścieniem z polerowanego metalu.
Aspektem niezwykle często poruszanym w przypadku pierścieni lunety w zegarkach typu „diver”, są tzw. „kliki”, czyli to, jak precyzyjnie owy pierścień obraca się wokół tarczy, oraz jak dokładnie początek skali zgrywa się z indeksami minutowymi na tarczy. W tym przypadku praca tego elementu jest naprawdę świetnie dopracowana. Pierścień pracuje wręcz aksamitnie, z wyczuwalnymi przeskokami pomiędzy poszczególnymi pozycjami, a początek skali licuje się idealnie z każdym indeksem minutowym. Dodatkowo pierścień jest na całym obwodzie karbowany, przez co bardzo pewnie leży w dłoni. Ogromne brawa.
Czarna i matowa powierzchnia cyferblatu została wyposażona w niezbędne podziałki jak i indeksy, dzięki czemu jest bardzo czytelna i to w każdych warunkach oświetleniowych. Dodatkowo, dla polepszenia czytelności w słabym świetle, wskazówka minutowa oraz „kropka” na pierścieniu lunety świecą na niebiesko, a nie na zielono jak pozostałe elementy wypełnione masą luminescencyjną. Z przydatnych w codziennym użytkowaniu komplikacji mechanizmu, na pewno należy wyliczyć datownik, którego okienko znajduje się na godzinie 3. Tarczę chroni wypukłe i robiące spore wrażenie szkło szafirowe. Dla spotęgowania efektu, pokryto je potrójną powłoką antyrefleksyjną znajdującą się od spodu szkła, dzięki czemu nie musimy się martwić o przypadkowe zarysowanie powłok.
Wewnątrz zegarka umieszczono werk GL224 z automatycznym naciągiem sprężyny, którego dokładności chodu nie testowaliśmy.
Pasek to właściwie materiał na osobną historię. Dawno już nie widziałem takiego paska w zegarku tej klasy (a może nigdy takiego nie widziałem). Jest świetny – trzeba to powiedzieć wprost. Jest bardzo dobrze dopasowany do koperty, jak i jest bardzo przyjemny w dotyku. Czuć, że zastosowana guma jest wysokiej jakości. Został on ozdobiony dyskretnym napisem GLYCINE. Dodatkowym atutem jest rewelacyjne zapięcie, które przypomina to stosowane w zegarkach przynajmniej dwukrotnie droższych. Po pierwsze działa ono bardzo pewnie, a po drugie ma możliwość regulacji w przypadku zakładania zegarka na piankę do nurkowania (bądź na dowolne inne akurat noszone przez nas odzienie – oczywiście w pewnym zakresie). To rozwiązanie świetnie sprawdzi się nie tylko podczas nurkowania, ale także i w upalne dni, kiedy będziemy mogli dopasować precyzyjnie obwód paska do zwiększonego za sprawą upalnego dnia nadgarstka.
Być może czytając powyższą recenzję można dojść do wniosku, że ten zegarek to ideał. Na pewno pod pewnymi względami taki jest, chociażby za sprawą moim zdaniem rewelacyjnego stosunku jakości do ceny. Czasomierz ten jest wyceniony na 6990zł co biorąc pod uwagę wodoodporność 50atm, zastosowanie elementów z ceramiki, dwukolorową Super LumiNovę czy świetny pasek z bardzo dobrym zapięciem, wydaje się kwotą naprawdę korzystną dla kupującego. Jeżeli o mnie chodzi, to już dawno żaden zegarek nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia jak tytułowy Aquarius. Polecam bo warto. Jakość wykonania stoi na naprawdę wysokim poziomie.
Zegarek do recenzji dostarczyła firma Morwa – będąca dystrybutorem zegarków marki Glycine w Polsce.
Kategorie: Glycine, TESTY, Testy zegarków, ZEGARKI