Yama-Budo to w tłumaczenia producenta „Crimson Glory Vine”. Ile ma on faktycznie wspólnego z kolorem karmazynowym oraz winoroślą? Generalnie czerpie z obu tych inspiracji, ale nie jest żadną z tych barw dosłownie. Jest zbyt fioletowy czy też fioletowo-różowy jak na typowy karmazyn, i jest też za jasny jak na barwę ciemnego winogrona. Czy wobec tego nie jest ciekawy? Wręcz przeciwnie – to jeden z najciekawszych tego typu atramentów na rynku. Dlaczego?
„Opakowanie:
Wykonano z grubego kartonu, o srebrzystej powierzchni. Na każdym pudełeczku widnieje prostokąt przedstawiający kolor atramentu oraz podstawowe informacje nt serii, producenta, oraz objętości zawartego wewnątrz atramentu.
Buteleczka:
Prze-pięk-na! Tylko tak można o niej powiedzieć. Doskonała prosta forma, wykonana z grubego szkła (z jeszcze grubszym dnem w którego centralnej części wykonano zagłębienie pozwalające wykorzystać atrament do ostatniej kropli. Buteleczka ta bardziej przywodzi na myśl opakowanie perfum, aniżeli atramentu. Na przedniej stronie znajduje się równie prosta etykieta powielająca informacje z opakowania. Całość wieńczy czarna zakrętka, która przewiązana jest srebrnym sznureczkiem. Dbałość o detale jest niesamowita. W końcu mamy do czynienia z produktem przeznaczonym do użytku codziennego. Samo spoglądanie na produkt sprawia przyjemność, jeszcze przed jego docelowym wykorzystaniem tj. przed napełnieniem pióra.”*
*fragment ten powielam z testu innego atramentu z serii Iroshizuku, gdyż opakowanie jest dokładnie takie samo dla wszystkich kolorów w tej serii.
Pierwszą zaletą tego atramentu, jest duże nasycenie. Jego różowo-fioletowa barwa faktycznie przywodzi na myśl czerwone wino, aczkolwiek jest ona bardziej przesunięta w kierunku fioletu. Zbyt mało czerwieni sprawia, że nie jest to z pewnością żaden karmin czy burgund. Jest to taki „przesaturowany karmazyn”, który jednak prezentuje się bardzo okazale. Już sama etykieta zachęca swoim kolorem do wypróbowania go. Dalej jest już tylko lepiej. To co dzieje się na ściankach kałamarza to feeria barw. Od róży i fioletów po ogniste czerwienie.
Część próbek zamieszczonych w tym teście została wykonana na papierze Moleskine Sketch Book, który ma kolor kości słoniowej, przez co nie eksponuje on tak nasycenia inkaustu. Na białym papierze firmy Oxford, saturacja jest jednak znacznie lepiej widoczna. Kolor nie traci praktycznie nic z tego, co widzimy wewnątrz butelki. Nadal barwy są mocno nasycone.
Pomimo wykonywania próbek na papierze Oxford (który uznawany jest za papier wolno wchłaniający atramenty) przy pomocy szerokiej stalówki Lamy 1.5 (która podaje całkiem sporo cieczy na papier), to wysychanie jest wręcz ekspresowe. Po 3 sekundach nawet najbardziej nasycone fragmenty są prawie suche. Tak więc wynik doskonały. Nie przebija i nie strzępi – to cechy, które charakteryzują większość atramentów z serii Iroshizuku. I tak też jest w tym przypadku.
Na plus można zaliczyć naprawdę dobre jak na tę gamę kolorystyczną atramentów cieniowanie. W dodatku po wyschnięciu najmocniej nasyconych cieczą fragmentów tekstu (zwłaszcza jeżeli piszemy stalówką maczaną w kałamarzu), widzimy delikatne połyskiwanie na kolor złoto-zielony.
Podsumowanie:
Jest to doskonały atrament. Piękna barwa i świetne parametry sprawiają, że warto go mieć. Jedyna przysłowiowa „łyżka dziegciu” związana jest z jego ceną, która jest blisko dwukrotnie wyższa, aniżeli w Japonii gdzie jest on produkowany. Nie jest to bynajmniej wina dystrybutorów, a polityka cenowa producenta, dlatego też nie ma się co dziwić, że większość osób (w tym ja) zaopatruje się w te atramenty za granicą. Natomiast atrament zdecydowanie polecam, gdyż w tej gamie kolorystycznej jest to jedna z najciekawszych (moim zdaniem) propozycji.
Kategorie: ATRAMENTY, Iroshizuku-Pilot, TESTY, Testy atramentów