Są takie atramenty, co do których żywimy bardzo duże nadzieje. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem atrament z serii Kobe, który opatrzono numerem 49 to postanowiłem, że musi się on znaleźć w moim zbiorze. Po atramentach Sailora spodziewałem się również świetnych parametrów. Czy więc spełnił on pokładane w nim oczekiwania?
Opakowanie:
Atramenty z serii Kobe sprzedawane są w kartonowym opakowaniu koloru czarnego. Na jego powierzchni umieszczono grafikę będącą wspólnym mianownikiem wszystkich atramentów z serii. Co ciekawe – najmocniej wyróżnionym napisem jest „Kobe INK”. W pierwszym momencie trudno nawet zorientować się, jaka firma jest tak naprawdę producentem owego inkaustu. Dowiedzieć się możemy natomiast, że jest to „atrament dla piór wiecznych”, oraz że butelka zawiera 50ml płynu. Dosyć enigmatyczne oznaczenie, ale całość robi dobre wrażenie. Karton jest niezłej jakości, chociaż generalnie nie powoduje równocześnie szybszego bicia serca.
Ciecz zawarta jest w charakterystycznej dla firmy Sailor butelce. Ma ona objętość 50ml. Jej forma jest prosta, ale moim zdaniem funkcjonalna, a jej wygląd jest przyjemny dla oka. Szeroki korek sprawia, że umieszczenie dowolnego pióra w otworze butelki jest bezproblemowe. Z przodu naczynia umieszczono niewielką, prostokątną etykietę. Moim zdaniem prezentuje się ona naprawdę ładnie. Podsumowując, butelka bardzo mi się podoba. Być może nie jest to najpiękniejszy kałamarz na rynku, ale jest na pewno ładny i prezentuje się schludnie. Ta prostota na swój sposób urzeka. Typowo japoński pragmatyzm.
Kolor okazał się minimalnie innym aniżeli się spodziewałem, ale nie żeby mi się nie podobał. Spodziewałem się ciemnej zieleni o średnio nasyconej barwie, a okazało się, że kolor faktycznie nie bez kozery ma w nazwie wyraz „olive”. Jest to coś w rodzaju połączenia oliwkowej zieleni, którą połączymy z czernią. Na pewno nie można mu odmówić oryginalności. Osobiście nie znam innego atramentu o dokładnie takim kolorze. Tak więc pomimo, że jest minimalnie inny aniżeli zakładałem, to i tak kolor trafił w moje preferencje.
Parametry okazały się być naprawdę na wysokim poziomie. Pomimo bardzo dobrego nasycenia atrament ten doskonale cieniuje. Paleta odcieni jak na stosunkowo ciemny kolor jest naprawdę duża.
Przepływ jest bliski doskonałemu, a na pewno nie można go ocenić na mniej niż „bardzo dobry”. Przekłada się to być może na czas wysychania, co do którego trudno mi zdecydować, czy należy go określić jako umiarkowanie szybki, czy też dosyć powolne. Już wyjaśniam dlaczego tak, a nie inaczej. Z jednej strony na papierze Rhodia DotPad wiele atramentów wysycha w podobnym czasie, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę użycie dosyć mokrej stalówki o szerokości „B” w piórze Lamy Safari. Z drugiej strony, zadowalający czas schnięcia wynosi od 10 do 15 sekund, chociaż w tym miejscu należy zaznaczyć, że już po 10 sekundach rozmazać możemy jedynie najmocniej nasączone cieczą fragmenty. Tak więc w tym miejscu jest to powiedzmy, że średni czas wysychania.
Nie ma problemów ze strzępieniem czy przebijaniem – to już wg. mnie cecha charakterystyczna dla atramentów firmy Sailor.
Na początku testu zamieściłem pytanie o to, czy atrament ten spełnia moje oczekiwania względem niego. Mogę powiedzieć, że z pewnością tak, chociaż mam już na oku kolor zielony, który ma w sobie więcej szarości i czerni. Kitano Olive Green jednak na pewno będę chętnie używał w jednym z piór – na 99% będzie to któraś z szerokich I mokrych stalówek tak aby w pełni docenić jego atrakcyjny I nietuzinkowy kolor. Zresztą obecnie i tak już przeważnie sięgam po pióro napełnione tym atramentem. Tak więc atrament polecam.
Kategorie: ATRAMENTY, Sailor, TESTY, Testy atramentów
O, jak mi się ten kolor podoba. Jak na razie to chyba najładniejszy zielony jaki widziałem…
Jest świetny – jest to pierwszy zielony atrament którym piszę codziennie 🙂
Szkoda że w Goulet Pen Co. go nie ma. Gdzie go kupiłeś? I jaki to inny zielony ink chodzi Ci po głowie?
Kupilem go na eBay od sprzedawcy o nicku cool-japan. A po głowie chodzi mi atrament z tej samej kolekcji ale o numerze 45 🙂