Rok 2018 upłynął w firmie Pelikan pod sztandarem koloru zielonego – a dokładniej w odcieniu nawiązującego do kamienia szlachetnego jakim jest oliwin. Po ciekawym i dobrze przyjętym Smoky Quartz, Olivine nie miał łatwego zadania, jednak można uznać, że osiągnął sukces, gdyż przypadł do gustu wielu odbiorcom.
Opakowanie i butelka:
Kartonowe pudełko ma w środku 2 wypełniacze z szarej pianki, które mają chronić gwint i korek, a także zapobiegać utracie kształtu kartonowego pudełka w trakcie np. transportu. Solidna, ciężka, elegancka i piękna w swej prostocie butelka robi spore wrażenie. Od razu czuć, że jest to produkt serii premium. Mieści ona całkiem sporo, bo 50 ml atramentu. Na ciężar i gabaryt wpływa przede wszystkim grube szkło. Całość wieńczy wydatny korek, który ozdobiono logiem marki Pelikan. Jestem detalistą i to na co od razu zwróciłem uwagę, to sposób w jaki się ono zakręca, a mianowicie, że po zakorkowaniu butelki, logo jest idealnie zwrócone w stronę użytkownika. Gwint pracuje gładko, wobec czego zamykanie i otwieranie flakonu jest łatwe i przyjemne.
Atrament:
Olivine jak wspomniano na początku, miał nawiązywać zgodnie z nazwą do barwy oliwinu, kontynuując tym samym tradycję nazw minerałów w serii Edelstein. Kolekcja ta stanowi flagową serię inkaustów firmy Pelikan. Czy kolor odwzorowuje barwę zadanego minerału? Moim zdaniem nie. Na papierze kolor jest ewidentnym połączeniem zieleni i czerni, natomiast kamień jest zdecydowanie jaśniejszy i z większą domieszką barwy żółtej. Generalnie nie stanowi to problemu, bo barwa atramentu przypadła mi do gustu, jednak uważam, że można by nieco staranniej dobierać nazwy, bądź po prostu inaczej opracować formułę produktu.
Nasycenie jest bardzo dobre. Kolor jest głęboki i intensywny. Kreślone nim linie są wyraziste, przez co tekst jest bardzo czytelny.
Strzępienie bądź przebijanie nie występuje na papierze dobrej jakości. Jedynie przebijanie występuje w minimalnym stopniu na podłożach niskiej jakości.
Cieniowanie oceniłem jako dobre/ bardzo dobre, gdyż przy ciemnym kolorze nie jest ono tak widoczne jak przy jaśniejszych odcieniach, jednak można przyjąć ocenę bardzo dobrą, gdyż pomimo ciemnej barwy jest ono widoczne.
Przepływ nie sprawiał najmniejszych problemów. Ciecz jest podawana sprawnie, a stalówka jest dobrze nawilżana.
Wysychanie następuje szybko nawet przy pisaniu szeroką i mokrą stalówką. Po około 10 sekundach większość tekstu jest już sucha.
Wodoodporność nie jest mocną stroną testowanego atramentu. Na przeważającym obszarze zalanej powierzchni, woda wypłukała kompletnie atrament, uniemożliwiając odczytanie zapisanej treści. W niektórych miejscach na papierze pozostała subtelna baza, która umożliwia poznanie treści, ale nie jest to wartość, którą można by uznać za wystarczającą dla określenia tego atramentu mianem odpornego na wodę choćby w minimalnym stopniu.
Podsumowanie:
Pomijając rozbieżność kolorystyczną barwy na papierze z odcieniem prawdziwego minerału, można określić Olivine jako produkt zdecydowanie wart polecenia. Cechują go bardzo dobre parametry, które z pewnością nas nie zawiodą, o ile tylko nie zależy nam na choćby niewielkiej wodoodporności.
Kategorie: ATRAMENTY, Pelikan (ink), TESTY, Testy atramentów
Mam go ładny kolor. Taki Świąteczny 🙂
Ale ten Montblanc Emerald Green lepszy :-)))
Kolor bardzo ładny. Czy mogę zasugerować, aby choć jeden z kolejnych testów atramentów przeprowadził Pan używając Pilota Plumix? Piszę tym piórem; jak i LAMY Al-Star. W mojej ocenie Pilot nadaje się idealnie do wykonania takiej prezentacji.
Dziękuję za sugestię. Przyznam jednak że obecnie nie mamy u siebie Pilota Plumix. Myślę jednak że wartym rozważenia jest zastosowanie także innych piór. Dotychczas stosowaliśmy przede wszystkim stalówki Lamy i Kaweco głównie dlatego że są popularne i bardzo wiele osób ma porównanie oparte na własnych doświadczeniach 🙂