Bez wątpienia można uznać tą whisky za kolejny klasyk pojawiający się na łamach portalu. Co więcej – destylarnia ta jest jedyną na malowniczej wyspie Skye. Pomimo, że nie pochodzi z Islay, to jednak chce się rzecz: „wyspy to wyspy”, tak więc główne skrzypce grają tutaj nuty dymne i torfowe.
Kolor: ciemnozłoty, jasno-bursztynowy.
Zapach: intensywny, mocno torfowy i dymny. Bez trudu wyczuwa się aromat morskiej wody i soli. Wyczuwalne także akcenty dębu oraz słodu. Da się wyczuć także lekki zapach cytrusów. Zapach obiecuje wiele i jest „na czym zawiesić nos”.
Smak: pełny, lekko oleisty, z wyraźnie wyczuwalnymi aromatami pieprzu, dymu, zwęglonego dębu, pewnymi nutami owocowymi połączonymi ze słodyczą słodu jęczmiennego.
Finisz: całkiem długi, torfowy, pieprzny, z charakterystycznym pikantnym „pazurem”, pod koniec przemienia się w przyjemnie rozgrzewający.
ABV: 45,8%
Jak można było przeczytać w poprzednich wpisach, whisky torfowe doskonale wpisują się w moje preferencje smakowe. Talisker 10YO uważam za whisky bardzo udaną. Jest to niewątpliwie „klasyka gatunku”, której przynajmniej raz należy spróbować. Z pewnością jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i dostępnych whisky słodowych, która pomimo tego, że nie pochodzi z Islay, to ma jednak charakterystykę torfową nutę. Cały mój dylemat odnośnie tego trunku wiąże się z jego wyceną w sensie bezpośredniej konkurencji na półce w postaci równolatka Ardbeg’a 10YO. Obie whisky są bardzo dobre, chociaż gdybym miał wybrać jedną z nich to postawił bym na reprezentanta wyspy Islay. Talisker jest jedynie minimalnie słabszy – jest po prostu trochę inny. Jest delikatniejszy i mniej brutalny w oferowanej przez siebie ilości dymu. Oczywiście opisywany Talisker to bardzo dobra whisky, która jest naprawdę solidną „podstawką” – trzeba tutaj przyznać, że poziom „torfiaków” z tej półki (Talisker, Ardbeg, Laphroaig) jest bardzo wyrównany.
Kategorie: W SZKLANECZCE..., Whisk(e)y